

Ślub na Kaszubach - u Chłopa - Chmielno
Ostrzegam, że to historia dla ludzi o mocnych nerwach. Nawet ja – fotograf – podczas ich opowieści miałem gęsią skórkę. Wtedy już wiedziałem, że to będzie niesamowita Uroczystość.
Ale od początku – najlepiej jak opowie wam o wszystkim Radek: “Są wydarzenia i sprawy, które potrafią zmienić bieg życia. Koniec wyjątkowo burzliwego roku 2015 zapowiadał się spokojnie. W planie miałem wyjazd sylwestrowy w góry, organizowany przez dobrze mi znane SKPT z Gdańska. Na miejscu, w schronisku, spotkałem się ze swoimi starymi znajomymi, lecz pojawiło się także kilka nowych twarzy, w tym jedna, która wyjątkowo mnie zaintrygowała…”
Własnie na tym wyjeździe Radek spędził sporo czasu z Anią, która okazało się studiuje w Poznaniu, ale… dom rodzinny ma w Trójmieście. Jak stwierdził Radek – coś dziwnego zaczęło się z nim dziać… Jednak jedyne co wspólnie ustalili, to, że przy okazji wspólnie jeszcze się kiedyś spotkają.
Po powrocie z gór Radek dostał wyczekanego maila od Ani z zaproszeniem na rajd w Beskid Mały. Kiedy szykował się do niego – otrzymał wezwanie w trybie pilnym do pracy – a pracuje na statku… Nie było odwołania. Później była propozycja wyjazdu w czeskie góry, ale znów wezwano Radka do Pracy. Radek zaczął się niecierpliwić.
W końcu, 5 miesięcy od wyjazdu w góry Ania była w Trójmieście i zaprosiła Radka na wypad rowerowy ze znajomymi, lecz znów… Wezwano go na statek w dzień startu wycieczki. Radek się zbuntował i poprosił o przesunięcie pracy o dzień. Wycieczka się udała, spędzili czas w Chmielnie, zupełnie nie świadomi, że za trzy lata znów spotkają się w tej miejscowości na własnym ślubie. Wyjazd ten upewnił Radka, że Ania jest tą, z którą chce przeżyć życie…
Dowiedział się, że koniec miesiąca Ania wybierała się zdobywać Śnieżkę. Od razu zapisał się na wyjazd. Oczywiście… Zaczynał się w dniu planowanego zejścia ze statku, a do tego była niepewność, ze względu na opóźnienia. Pozostało jedynie modlić się w dość nietypowym celu… o przylot helikoptera. Następnego ranka nawigator stwierdził: “Ty chyba się modliłeś o ten helikopter, lecisz”. To był dopiero początek…
Sekwencja zdarzeń. Lądowanie w Stavanger, samolot do Oslo, wysyłka z Gdańska przez Tatę ekwipunku górskiego do Kowar, lot do Kopenhagi, a później do Wrocławia. Następnie autobusem do centrum do BlaBlaCara i migiem do Jeleniej Góry. Potem sprawdzanie wszystkich połączeń z Jeleniej Góry do Kowar… Autobus mógł zagrozić powodzeniu misji i dotarciu na czas. Bez wahania Radek wziął na 20km taksówkę do Kowar, gdzie czekał na niego bagaż przesłany przez Tatę. Pakowanie, obiad i droga do Karpacza… Tu znowu problem – brak połączeń. Decyzja – łapać autostop! Ku zaskoczeniu – złapany w pierwszym podejściu. I do tego kierowca zboczył z trasy, żeby dowieźć Radka prosto do Karpacza. Potem zostały własne nogi. Kilka godzin przeprawy przez góry. Problem – po godzinie zapadł zmrok. A to jeszcze daleko, więc maszerował dalej. Schronisko znalazł… na słuch. Głośne śpiewy naprowadziły go. W końcu! Po 20 godzinach podróży non-stop i 8 przesiadkach stanął o północy w sobotę u progu schroniska… Trzeba było zobaczyć minę wszystkich, a szczególnie… Ani.
Następnego dnia wyruszyli na szczyt, ale w drodze dopadł ich grad. I do tego byli oddzieleni z Anią od grupy, bo Radek… nie mógł znaleźć płaszcza w schronisku. Szczyt Śnieżki 300 dni w roku jest ukryty we mgle, a dzięki temu, że przeczekali grad – weszli na szczyt… w pełni odsłonięty… Zostali tam sami… Usiedli z widokiem na karkonoskie podgórza o zachodzie słońca… Z dołu od Karpacza rozlegała się muzyka, pewnie z wesela… To ten moment, na który Radek czekał całe życie. Wyznał Ani wszystko co czuje. W dalszą drogę wyruszyli za rękę… i tak do dziś.
Brak komentarzy. Twoj moze byc pierwszy!
Dodaj komentarz
Zainteresują Cię także:
Lubisz dobrą zabawę?
Obejrzyj, trochę z przymróżeniem oka 😉
Specjalnie dla Ciebie...
Tego nie pokaże Ci inny fotograf!